Zabawa w kotka i myszkę, jaką z czytelnikiem prowadzi autorka, nie polega tylko na narracyjnej gimnastyce. Goli Taraghi przeskakuje też w czasie o całe dziesięciolecia. Raz bohater ma około siedemdziesięciu lat, i wspomina swoich, najprawdopodobniej już nieżyjących, przyjaciół, a kilka stron dalej wszyscy mają znów po góra czterdzieści lat. Zaburzona chronologia, która często dodaje atrakcyjności dziełu, w tym wypadku działa na odwrót. Chwilami z trudem orientujemy się który z wielu męskich bohaterów, dla czytelnika z naszego kręgu kulturowego o bardzo podobnych do siebie imionach, jest właśnie u głosu, i kiedy ma to miejsce.
W Śnie zimowym Goli stworzyła świat, o którym powiedzieć że jest realistycznym, będzie nadużyciem. Rzecz dzieje się niby w Iranie, ale pomijając kilka szczegółów związanych z kulturą i obyczajami irańskimi, akcja mogłaby rozgrywać się gdziekolwiek. Da się w tej prozie zauważyć podobieństwa, bo chyba raczej nie świadome zapożyczenia, do pisarzy bliższych nam kulturowo. Scena w której Tal’at, ubrana w za ciasną suknię ślubną, w ogromnych, męskich butach wystających spod niej, oraz głową przystrojoną mrugającymi światełkami, bardzo przypomina prozę Hrabala. Cała postać Tal’at, potężnej, głośnej i grubiańskiej kobiety, a w głębi ducha łagodnej i życzliwej jest jak żywcem wyjęta z czeskiej prozy. Gdy Anwari wybiera się pociągiem w podróż, całe zamieszanie towarzyszące temu przedsięwzięciu i absurdalna sytuacja, w jaką się przeradza, przywodzą na myśl Franza Kafkę, i jednostkę zagubioną w totalitarnym aparacie władzy.
Bezwolność bohaterów bliska jest natomiast tej, jaką charakteryzował się bohater „Kobiety z wydm” Abe Kobo. Z tym że on nie do końca miał możliwość wpłynąć na swoje dalsze losy. Natomiast Hejdari i przyjaciele owszem. Nawet biorąc pod uwagę kontekst kulturalno, społeczno polityczny, fakt że są obywatelami dawnej Persji, gdzie najpierw Szach nie pozostawiał wiele miejsca na indywidualizm i własny rozwój, a potem surowe, religijne obyczaje, nie usprawiedliwia tak całkowitej bierności. Grupa przyjaciół, chociaż i to określenie wydaje się być nie na miejscu, gdyż ich „przyjaźń” to efekt zasiedzenia i poczucia bezpieczeństwa, jakie daje znany diabeł, niż faktyczna więź, niemal cały czas siedzą, narzekają, i reagują oburzeniem, perswazjami, na jakikolwiek przejawy indywidualizmu. Jedynie Szirin, tajemnicza kobieca postać z pogranicza rzeczywistości i magii, ma racjonalne podejście do wszystkiego co dzieje się w powieści. Jest duchem nowoczesności, zmian, jakie dzisiaj próbują wykiełkować w irańskim społeczeństwie. Niestety nie ma wystarczającej siły przebicia, no i jest tylko kobietą, by móc wpłynąć na swojego męża i jego znajomych.
Sen zimowy ma kilka naprawdę dobrych fragmentów. Wspomniany już sam początek książki, czy też moment w którym mąż Szirin uświadamia sobie jakim jest dla niego skarbem, jak to wszystko, on , jego życie i świat dookoła zaczęło się dopiero w momencie gdy ona się pojawiła. Trudno znaleźć w literaturze równie piękny, i nieoczywisty opis miłości. Zasadnicza większość książki to jednak proza męcząca, ciężkostrawna, wręcz odpychająca. Z trudem oddziałuje na wyobraźnię czytelnika, przez co czyta się ją z mozołem, niczym podręcznik akademicki. A gdybyśmy chcieli sięgnąć po taką właśnie lekturę, to właśnie ją byśmy wybrali, a nie literaturę piękną, która ma nas wzbogacić duchowo, ale też być rozrywką i przyjemnością.
Książkowe Klimaty, 2017
Za możliwość przeczytania książki dziękuję
Najnowsze komentarze