Poza horyzont jest książką niezwykłą, aczkolwiek nie pozbawioną wad. Dotychczas nie było takiego wydawnictwa, w całości poświęconego polskim podróżnikom i ich wkładzie w poznawanie świata. Chociaż nie wszyscy bohaterowie książki byli podróżnikami w ścisłym tego słowa znaczeniu. Bo czy Świętosława była wczesnosłowiańską Martyną Wojciechowską? Nie. Jako córka władcy została wydana za mąż za innego władcę. Jej podróż odbyła się wbrew jej woli, a samej nigdy by nie przyszło do głowy by opuszczać rodzinne strony. Również wątpliwym jest nazywanie podróżnikiem polskiego robotnika, który na pokładzie Mary And Margaret dopłynął do dzikich jeszcze wybrzeży Ameryki, by tam zbudować pierwszą hutę szkła na tym kontynencie. Niezaprzeczalnie są to jednak dwa najciekawsze rozdziały w książce. Pozostali bohaterowie przedstawiają sobą cały wachlarz osobowości, poczynając od mnicha, Benedykta Polaka, który z tajną misją od Papieża przemierzył całą Europę i Azję, przez Kaspara, Żyda z Poznania, szpiega indyjskiego sułtana i przyjaciela Vasco Da Gamy, odkrywcę Brazylii, na Benedykcie Dybowskim, Syberyjskim zesłańcu skończywszy. W tym zacnym gronie zabrakło jednak kilku jeszcze postaci naszych wielkich podróżników, Ossendowskiego, Potockiego…
Nie ocenia się książki po okładce, jak mówi przysłowie, bo treść jej nie zawsze idzie w parze z tym jak prezentuje się szata graficzna. W przypadku Polskich podróżników na pierwszy rzut oka edytorsko książka prezentuje się wybornie. Dobry papier, twarda, szyta okładka, strony wzorowane na inkunabuły, ozdobniki. Gdy jednak przyjrzymy się bliżej, da się zauważyć pewne niedociągnięcia. Pierwsze co przychodzi na myśl, to że właśnie trzymamy w dłoni szkolny podręcznik do historii lub geografii. Okładka przedstawiająca upozowanych mężczyzn w strojach z dwóch różnych epok na tle mapy, pasuje bardziej do wydawnictw piętrzących się w stosach na biurkach gimnazjalistów, a nie do dzieł literackich. Uzupełnieniem treści książki są reprodukcje map, dokumentów, rysunków i innych dzieł sztuki. Dodatkowo do każdego rozdziału dołączono kolorowe wkładki ze zdjęciami. Nie wiedzieć czemu są one rozdzielone w taki sposób, że część zdjęć znajdujemy w rozdziałach, których nie dotyczą. Idąc dalej niektóre zdjęcia są ponumerowane, i z łatwością można odnaleźć w legendzie właściwy podpis, inne znów nie mają numeracji, a opisy można dopasowywać na chybił trafił.
Autorom, Joannie Łenyk-Barszcz i Przemysławowi Barszcz, należą się brawa za ciężką pracę, jaką wykonali zbierając materiały do swojej książki. Chapeau bas również za sam pomysł. Dobrze że powstają książki popularyzujące rodzimych, nieznanych, bądź zapomnianych bohaterów. Szlak już przetarty. Teraz wszystko w rękach kolejnych pisarzy.