Rdza jest przesiąknięta fatalizmem i smutkiem, tęsknotą i rezygnacją. Fatalizm objawia się w tym, że żaden z bohaterów nie panuje nad własnym życiem. Na pewne sprawy, często najdrobniejsze elementy tej wielkiej układanki, mamy wpływ. Ten i ów spośród bohaterów, sprzeczałby się z tym stwierdzeniem, bo przecież decyzja o tym kiedy się chce odejść z tego świata, nie należy do błahostek, i jest najbardziej namacalnym dowodem na to, że trzymamy to życie w dłoniach, i ugniatamy jak chcemy. Należy się tylko zastanowić nad tym czy to naprawdę nasza wolna wola, czy efekt tego co się wydarzyło, lub nie wydarzyło bez naszego wcześniejszego sprawczego udziału. U Małeckiego życie, czy też rdza , jest wytrawnym pokerowym graczem. Bohaterów powieści ustawia tak jak mu się podoba, dowodząc że nie da się przewidzieć jego kolejnych posunięć.
Nieustannie coś tracimy. Rodziców, dzieciństwo, miłość, część siebie, dom. Życie, chociaż byśmy znaleźli tysiąc argumentów przeciwko temu, polega na radzeniu sobie z tymi stratami, dostosowywaniu się do nowych realiów, na które często nie jesteśmy przygotowani. I co gorsza, dzisiaj nawet nie chcemy się na nie przygotować. Mamy wielki problem z umiejętnością komunikowania się ze sobą, a przede wszystkim słuchania tego co mają do powiedzenia poprzednie generacje. Może wystarczyłoby, by choć raz Szymek szczerze porozmawiał z babcią Tośką, a ona z córką Elizą, by uniknąć choć części smutku i nieszczęść, jakie ich spotkały? Parafrazując słowa księdza Twardowskiego, śpieszmy się słuchać ludzi, tak szybko odchodzą.
Podczas premierowego spotkania Jakub powiedział , że chciał napisać powieść, która chwyci czytelnika za gardło. Mnie nie chwyciła, ale uczepiła się serca, kłując je co raz to ostrzami smutku, samotności i pustki, czyli elementami każdej egzystencji. Kończąc lekturę Rdzy nie pozostajemy jednak w rozpaczy i żalu. Autor daje nam odrobinę nadziei. Życie jest ciężkie, daje popalić, to prawda, ale trzeba umieć docenić w nim to co jest piękne, trzeba mieć w nim coś więcej, poza samym życiem, wtedy i lżej się rdzewieje, i wolniej ta rdza na nas osiada.
Czytając dwie wcześniejsze powieści Jakuba Małeckiego, można było się spodziewać iż Rdza będzie utrzymana w podobnym stylu. Jednak tym razem pisarz bardzo przyjemnie rozczarowuje. O ile w „Dygocie” i w „Śladach” wyraźne był pozostałości po dawnym Małeckim, to w Rdzy nie pozostał po nim najdrobniejszy okruszek. Jego styl pisarski ciągle ewoluuje, kształtuje się, i wyraźnie autor czuje się w tym co robi coraz pewniej. Co ważniejsze, unika typowego dla współczesnej prozy, nie tylko polskiej, wodolejstwa. Maksimum emocji, obserwacji, znaczeń zawarte w minimum słów.
Wydawnictwo SQN, 2017
Za możliwość przeczytania książki dziękuję:
Dominika Ławicka mówi :
Znakomita powieść, o której z pewnością będzie bardzo głośno. „Rdza” jest godna wszelkich literackich nagród.
Jakub Sobieralski mówi :
Nie popadajmy w przesadę 🙂 Powieść jest bardzo dobra, ale są lepsze 🙂
Żaneta Knoll mówi :
Przeczytałam i jestem rozczarowana. Akurat spodziewałam się tego, że Małecki zastosuje swoje dwa najlepsze chwyty – sentyment i skondensowany język, ale w tej książce coś nie zagrało. Jakby była niedokończona i autor nie miał czasu, żeby ją doszlifować. No i do tego denerwuję się na niego za tą wyidealizowaną wizję polskiej wsi. Bujdy na resorach. W „Dygocie” to jeszcze się w konwencję wpasowało, ale tutaj …
Jakub Sobieralski mówi :
Naprawdę wyidealizowana? Odniosłem wrażenie że prawie jej tam nie było.
Żaneta Knoll mówi :
Czepiam się, bo wychowałam się na wsi i moim zdaniem dużo rzeczy wygląda całkiem inaczej 😉