Właśnie to zrobił Jakub Ćwiek. Odnalazł byłego gliniarza, Adama Bigaja, i nakłonił go do mówienia, ale raczej nie w taki sposób, jak przyciska się opornego świadka czy oskarżonego podczas przesłuchania. Bigaj chyba nie do końca wiedział, o czym chce tak naprawdę opowiedzieć. Większa część książki to zwięzłe relacje z kolejnych mniejszych i średnich sprawach, przeplatanych imprezami integracyjnymi i szczegółami dotyczącymi tego, kto, jak często, z kim, i ile potrafił wypić. Niejednokrotnie historie te są zabawne, wywołują uśmiech, ale to tylko przykrywka. Bezpański jest bowiem bardzo smutną książką.
Oprócz tych trochę przesadzonych i podkoloryzowanych historyjek z życia funkcjonariuszy, w Bezpańskim znajdziemy sporo prawdy, choć częściej dotyczącej realiów, niż faktów. Stosunki między zwykłymi psami a tymi z wojewódzkiej. Podkradanie sobie spraw. Rozpaczliwe nieraz warunki pracy, ale solidarność i sztama, choć też nie w każdym przypadku. Wraz ze zmianą ustroju, nadeszły także wielkie zmiany w strukturze policji. Niestety na gorsze. Dobrze, więc że Jakub Ćwiek zdecydował się o tym napisać, a Adam Bigaj odważył się opowiedzieć co mu leży na sercu.
Zdecydowanie za mało w książce jest o życiu prywatnym gliniarzy, o ich współmałżonkach i dzieciach, które często swoich rodziców pracujących w policji ledwie znały, o dramatach rozpoczynających się podczas patrolu i kończących w domu zimną ciszą. Temat ledwie nakreślony przez autora, ale równie niełatwy i bardzo złożony. Być może to dobry pomysł na kolejną książkę?
Bezpański jest dobrą książką, którą czyta się z zainteresowaniem. W lekturze nie przeszkadza nawet styl, w jakim ją napisano. Jakub Ćwiek stara się stylistycznie być jak najbliżej służbowego slangu i prawdziwych rozmów policjantów. W tych staraniach jednak trochę za bardzo wzorował się na popularnych filmach i serialach.
Wydawnictwo Marginesy, 2018