Swój pierwszy dowód otrzymałem w nieco innych czasach, niż bohaterowie książki Petera Sabacha, i stąd chyba miałem inne podejście do dokumentu tożsamości. Sabach i jego kumple otrzymują swoje dokumenty dość wcześnie, w wieku zaledwie 15 lat, w bardzo oficjalny sposób, podczas uroczystej akademii. Od pierwszej chwili nie są do nich przesadnie przywiązani. Wręcz przeciwnie, jako przejaw znienawidzonej państwowości, traktują swoje dowody osobiste jako zło konieczne, które w ramach śmiesznego protestu należy uszkodzić, albo zniszczyć. To także początek końca dzieciństwa. Dokument tożsamości otwiera przed bohaterami książki drzwi do dorosłości, która okazuje się być zdecydowanie nie taka, jak sobie wyobrażali. Trochę jak w czarnej komedii, z tym że całkowicie na serio. To zrozumiałem zatem że dowód osobisty u Petera Sabach budzi same najgorsze emocje, wspomnienia, jawi się jako symbol zniewolenia.
Dowód osobisty jest niby powieścią, ale też zbeletryzowaną autobiografią, zbiorem opowiadań, luźnych historii opisujących dorastanie i życie w czasach głębokiego ucisku komunizmu, i tuż po jego obaleniu. Strajki, protesty i krwawo pacyfikowane manifestacje. Wszechmocni milicjanci, katujący niewinnych obywateli na ulicach i korytarzach komisariatów. Pocieszni pijaczkowie, i młodzi, zbuntowani przeciwko władzy bohaterowie, rozmiłowani w zakazanej muzyce, wszystkim co zachodnie, podlewający swoje rozgoryczenie morzem alkoholu. Pojawia się śmierć, gdy socrealizm nie daje szans na leczenie ciężkiej choroby, i gdy rozbija w proch wszystkie, nawet najdrobniejsze marzenia.
Lekturze Dowodu osobistego towarzyszy pewna ociężałość. Sabach stara się pisać tę kronikę z humorem, puszczając do nas oczko, ale taki temat bardzo trudno jest przyprawić uśmiechem, tak by nie wyszło ciasto z zakalcem. Smutek i przygnębienie wyzierają z każdej strony, a śmiech rozbrzmiewa przy akompaniamencie pojedynczych łez. Kłuci się to ze sobą, zwłaszcza w takich momentach narracji, gdy po tym jak jeden z kolegów Petera Sabach umiera, ten opowiada o tym jak znów się popili, i ktoś zrobił coś szalonego, za co wylądował na komisariacie. Zdecydowanie zbyt mało jest też muzyki, która w tamtych czasach była katalizatorem wydarzeń, oczyszczeniem i ukojeniem dla młodych i jeszcze w coś wierzących. Autor przedstawia siebie i przyjaciół jako rockmanów i bigbitowców, i gdzieś tam na chwilę pojawia się Paul Anka, Led Zeppelin czy Jimi Hendrix, ale rozbrzmiewają gdzieś na marginesie całej opowieści
Jak to jest być młodym, szalonym, pełnym pragnień i buzujących hormonów w czasach gdy nic nie było wolno? Coraz więcej wśród nas jest osób, które dorosły bez tej wiedzy. Dla nich Dowód osobisty będzie ciekawą lekturą, opowiadającą o tym jak żyło się ich starszemu rodzeństwu, rodzicom, dziadkom, bo to o czym opowiada Peter Sabach, i jak opowiada, równie dobrze mogłoby dziać się w Gdańsku, Wrocławiu czy Krakowie. Jednakże jeśli zna się już, z autopsji czy też z opowiadań, książek, filmów, czasy PRL, Dowód osobisty będzie jedynie powtórką z mało przyjemnej rozrywki.
Wydawnictwo Afera, 2017
Za możliwość przeczytania książki dziękuję: