Proza Sakuraby jest bardzo kobieca, ale znacznie odbiega od współczesnych nurtów w literaturze kierowanej do płci pięknej. Pojawiają się w niej myśli, które raczej stoją w opozycji z hasłami głoszonymi przez feministki. Manyo i jej teściowa Tatsu, są silnymi kobietami, które całe życie poświęciły dzieciom, rodzinie i dbaniu o jej dobro. W którymś momencie czytamy nawet, że najważniejszą rolą kobiety jest urodzić i wychować dzieci, a Manyo martwi się jedną ze swoich proroczych wizji, w której kobiety nie cieszą się już z urodzenia dziecka. Kemari co prawda robi karierę, zarabia ogromne pieniądze, ale również wszystko to robi dla dobra rodziny i podupadającej firmy. Znowuż jej córka Toko, szukając swojej własnej legendy i szczęścia, dochodzi do wniosku, że może wytrwanie przy jednym mężczyźnie i wyjście za mąż z miłości a nie z rozsądku, będzie sukcesem.
Czerwone dziewczyny to piękna powieść, historyczno – obyczajowa, z elementami baśni. Śledząc losy kolejnych pokoleń, członków rodziny oraz przyjaciół, poznajemy też najnowszą historię Japonii. Co prawda jest to bardzo przyspieszona lekcji historii, w której poruszane są tylko najważniejsze jej aspekty, ale to wystarczająca ilość informacji, by zobaczyć ten kraj i jego mieszkańców w zupełnie nowym świetle, jako miejsce na ziemi, którym również targają niepokoje i kryzysy. Społeczny przymus bycia silnym i pięcia się w górę za wszelką cenę, jaki towarzyszył pokoleniu wojennemu i urodzonemu tuż po, dotknął chyba wszystkich narodów, które ucierpiały podczas tego konfliktu. Japonia poszła jednak o krok dalej, gdy okazało się że propaganda siły się nie sprawdziła, kolejnemu pokoleniu wpajając konieczność rywalizacji z rówieśnikami od najmłodszych lat, byle tylko być pierwszym w wyścigu i zgarnąć jak najwięcej. Doprowadziło to do wielu załamań, rosnącej liczby samobójstw, braku wiary w cokolwiek, wzrostu agresji, i wreszcie do tego że nowe pokolenie znalazło się w trudnej do zniesienia próżni. Stąd się wzięły również wszelkie odchylenia i zwichrowane osobowości, jak na przykład problem otaku, który autorka bardzo dobrze opisała. Szkoda tylko że tak niewiele, prawie nic, nie przeczytamy w Czerwonych dziewczynach na temat jakże rozległej i skomplikowanej japońskiej etykiety, obyczajów, i kultury, tej starszej niż współczesna kultura masowa.
Baśniowość Czerwonych dziewczyn przejawia się w postaci jasnowidzącej Manyo, jej tajemniczych przodków z gór, zwyczaju wzywania ich, gdy ktoś odbierał sobie życie aby zabrali ciało, odrobinę przerażającego cmentarzyska, które owi tajemniczy ludzie stworzyli w sercu gór, w pięknej, różanej dolinie, a także fakt, że ostatecznie nie mamy pewności czy to wszystko faktycznie się wydarzyło. Umiejscowienie akcji w małej, odciętej od świata miejscowości, a także wyraźnie widoczny schemat rozkwitu i upadku rodu, w połączeniu z tymi nierealnymi wydarzeniami, przypominają „Sto lat samotności” Marqueza. To również dodaje powieści pewnego baśniowego czaru.
Ale na tym nie koniec. Kazuki Sakuraba pisze w bardzo mangowym stylu, co nikogo nie powinno dziwić, gdyż pisarka jest też rysowniczką komiksów. Wiele scen, jak na przykład te, w których dookoła fruwają liście, płatki śniegu, albo wizja latającego człowieka, czy moment w którym Manyo wkracza do rezydencji jako panna młoda i spotyka swojego przyszłego męża, są jak kadry żywcem wycięte z japońskich komiksów. Również kreacja postaci, Yoji, Toyo, czy Kemari mocno trąci mangowymi standardami. Nie ma jednak w tym nic złego. Te mangowe naleciałości bardzo pasują do historii rodu Akakuchibów.
Niestety Czerwone dziewczyny nie są powieścią idealną. Pierwsze dwie części, w których dowiadujemy się o przeszłości rodu, mają to coś, co sprawia że czytamy z zainteresowanie, bliskim utracie tchu. Na część ostatnią, rozgrywającą się współcześnie, najwyraźniej zabrakło już pomysłu. Jest nudno, nijako, a absurdalne śledztwo, w celu ustalenia kogo zamordowała Manyo, nawet nie irytuje, a śmieszy. Tak jak i główna bohaterka tej części, Toko, którą ma się ochotę przełożyć przez kolano, i krzyknąć „ogarnij się dziewczyno!”. Sprawdza się tu powiedzenie, nie ważne jak się zaczyna, ważne jak się kończy.
Wydawnictwo Literackie, 2017
Za możliwość przeczytania książki dziękuję: