Na tym jednak podobieństwa się kończą. Bogowie z Asgardu to bardziej herosi, podobni do Herkulesa. Mają swoje moce, które bardziej przypominają talenty magiczne, niż to czym mógłby dysponować bóg. Są śmiertelni, i bardziej ludzcy niż ludzie. Kłamią, oszukują, knują, choć mniej niż Loki, ale jednak, a to bogom zdecydowanie nie przystoi. Są porywczy, i czasem, jak w przypadku Thora, mało inteligentni. Nie wiedzieć czemu zawzięci na wszelkiej maści olbrzymów.
I właśnie tej rasy dotyczy większość z opowiadań zebranych w tomie Mitologia Nordycka. Bogowie, najczęściej Thor, czegoś od olbrzymów oczekują, często odwiedzając ich bez powodu. Spotkanie gigantów i bogów prowadzi niemal za każdym razem do konfliktu, w efekcie którego bogowie muszą sprostać trzem próbom, albo wziąć udział w zawodach, które składają się z trzech konkurencji. Tutaj znajdujemy początek sznurka, który prowadzi nas od pradawnych wierzeń do wielu nowożytnych baśni, po drodze znów zatrzymując się na chwilę w Piśmie Świętym, na przykład przy świętym Piotrze trzykrotnie zapierającym się Chrystusa. Każdej z opowieści towarzyszy też uczta, również jak w baśniach, gdzie większość opowiadanych historii kończy się huczną biesiadą.
Nie będąc ekspertem w dziedzinie skandynawskich mitów, trudno stwierdzić ile w Mitologii Nordyckiej jest prawdziwych mitów, a ile fantazji Gaimana. Jeśli, tak jak autor wspomina w przedmowie, jest to efekt jego poszukiwań, wielu godzin spędzonych nad pozostałościami po nordyckich mitach, i autor ubrał tylko w bardziej przystępne słowa to, co zapisano wieki temu, to mitologia nordycka jako taka, okazuje się być strasznie nudna, monotematyczna. Ileż można czytać o kolejnych sporach, porwaniach, krzywdach wyrządzanych sobie nawzajem przez dwie najpotężniejsze rasy.
Skąd wzięła się ta niechęć między nimi? Tego Gaiman nie opisuje jasno. Jeśli jednak niniejszy tomik opowiadań jest zwykłą pisarską fantazją, bazującą tylko na skandynawskich podaniach, to z przykrością muszę stwierdzić że gdzieś zapodział się polot, błyskotliwość, oryginalność i specyficzne poczucie humoru jakie znaliśmy z wcześniejszych dzieł pisarza. Po raz pierwszy, w długoletniej przygodzie z prozą znakomitego fantasty, z niejakim trudem i ulgą dobrnąłem do ostatniej strony. Szkoda, bowiem skandynawskie legendy są wspaniałą pożywką dla wszelkiego rodzaju twórców. Ci spośród Was, którym nieobca jest japońska pop kultura, z pewnością kojarzą świetny, kultowy komiks „Oh! My Goddess”, w którym pojawiają się przedstawiciele skandynawskiego panteonu.
Odkładając na bok Mitologię Nordycką, z lekkim rozczarowaniem utwierdzam się w przekonaniu że mistrzowi lepiej udają się dłuższe, niż krótkie formy. Z nadzieją, ale i kiełkującą obawą, czekam na kolejne dzieło Gaimana, kontynuację „Nigdziebądź”, a o Mitologii Nordyckiej szybko zapomnę.
Wydawnictwo MAG, 2017
Projekt Kłobook mówi :
Kiedy czytałam tę książkę, zastanawiałam się, czy to tylko moje odczucie, że każda z historii jest tak bardzo nużąca. To faktycznie tak, jakby nie było Gaimana w Gaimanie. Jakkolwiek research do „Mitologii nordyckiej” na pewno angażował mnóstwo zasobów i wymagał dużo ciężkiej pracy, tak nie mogę oprzeć się wrażeniu, że można go było uczynić bardziej interesującym, właśnie przez „dorzucenie” elementów, które z Gaimanem tak nieodłącznie się kojarzą.