Podtytuł książki, Życie w cieniu islandzkich wulkanów, może być nieco mylący. Sugeruje iż Marta i Adam Biernat byli na Islandii, mieszkali tam dłuższy czas, zwiedzając kraj wzdłuż i wszerz, a potem napisali o tym książkę. Faktycznie autorzy mieszkali, i zapewne jeszcze kiedyś spędzą tam sporo czasu, ale Rekin i baran nie jest typową książką podróżniczą. Właściwie to w ogóle nie jest zapisem podróży. To bardzo wyczerpujący, jak dla laika, który nigdy na wyspie nie był, i raczej się na nią nie wybiera, reportaż poświęcony temu najdziwniejszemu krajowi Europy.
Śladowe elementy typowej literatury podróżniczej oczywiście znajdziemy na kartach Rekin i baran, ale jest ich tak niewiele, że mieszczą się w granicach błędu statystycznego. Marta, bo to ona odpowiada za tekst, pisze o historii Islandii, o dawnych wierzeniach, obyczajach, oraz o tym, w jakiej postaci występują we współczesnej Islandii, i jak to w ciąż duży wpływ na jej mieszkańców posiadają. Islandia z książki Biernatów nie wydaje się być aż tak ponurym miejscem, jak można wyczytać w innych źródłach. Jest za to niezwykle egzotyczna, niepodobna do niczego, nawet do swoich skandynawskich sąsiadów.
Z treści książki dowiemy się między innymi dlaczego jedną z najcenniejszych rzeczy w rodzinnym gospodarstwie, była kołdra, oraz czemu wdowy, po śmierci męża, skrzętnie je ukrywały. Skąd się wzięło aż trzynastu świętych Mikołajów, i czemu większość z nich to łobuzy. Przeczytamy także o pozytywnych stronach życia w tym niełatwym do egzystencji zakątku świata. Między słowami, odnajdziemy także cienie, jakie towarzyszą żywotowi Islandczyków, choć jest tego zdecydowanie zbyt mało. Świadczy to o ogromnej fascynacji, jaką autorka żywi do wyspy, i która chyba trochę ją zaślepiła. Stawiając Rekin i baran obok chociażby „Szepty kamieni”, widać to bardzo wyraźnie. Autorzy „Szeptów”, również pałający namiętnością do tego surowego krajobrazu, nie ukrywają żadnych jego wad. Marta Biernat zaś tylko czasem o niektórych wspomina, i to z przymrużeniem oka.
Rekin i baran bynajmniej nie jest humorystyczną opowieścią o krainie sag. Jest napisana całkiem poważnie, choć cały czas daje się wyczuć ukryte pod warstwą tekstu, kipiące jak lawa poczucie humoru. Kilkakrotnie przytrafiło się autorce małe potknięcie, w postaci niecodziennego szyku zdania. Rzuca się też w oczy upodobanie autorki do słowa proweniencja, ale poza tym styl Marty Biernat jest potoczysty. Język jakiego używa to niemal proza poetycka, a każdy akapit jest dogłębnie przemyślany. Czyta się niemal jak powieść fantasy, i to z najwyższej, tolkienowskiej półki. Na Islandii zresztą, na każdym niemal kroku znajdziemy źródła wielu pomysłów i wątków, nie tylko z twórczości Tolkiena.
Dodatkiem do fascynującej treści są piękne zdjęcia. Świetne zarówno pod względem kompozycyjnym, technicznym, jak i krajobrazowym. Niektóre wprost zapierają dech w piersiach. Inne przykuwają uwagę dopiero przy drugim, trzecim przeglądaniu. Autorem zdjęć jest Adam Biernat.
Dla zakochanych w Islandii, będących przed, albo tuż po swojej pierwszej podróży, Rekin i baran będzie świetnym uzupełnieniem wiedzy na temat tego kraju. Dobrze zbudowany fundament wiedzy na temat jego kultury i przeszłości, może nawet zmienić sposób postrzegania ojczyzny Björk. Z pewnością ułatwi zrozumienie tego kraju, i jego mieszkańców. Marta wykonała potężną pracę, prawdziwy majstersztyk sztuki researchingu. Chapeau bas.
Wydawnictwo Poznańskie, 2017
Za możliwość przeczytania książki dziękuję:
Jedna osoba skomentowała “Kraina wszystkich baśni”