Podobieństwa do ostatniej książki Wichy natomiast są na plus dla Słoni w ogrodzie. Meral Kureyshi przypomina sobie wspólne chwile, spędzane ze zmarłym. Autorka była bardzo związana z ojcem, i jego odejście zburzyło cały jej świat. Choć autorka nie wspomina o swoim ojcu tak często, jak można by się tego spodziewać, to ładunek emocji, żalu, tęsknoty skryty niemal w każdym zdaniu, jest dużo większy niż u Wichy. Meral wyraźnie też obawia się przyszłości, w której nie ma już taty, a mamą trzeba się już częściej opiekować niż liczyć na jej wsparcie. Strach tym większy, że mimo kilkunastu lat spędzonych w Szwajcarii, bohaterka i jej rodzina wciąż nie mają pełnego obywatelstwa.
Słonie w ogrodzie nie są opowieścią tylko o zmarłym ojcu, i tęsknocie za nim, ale także, a może przede wszystkim, o wykorzenieniu. Odejście któregoś z rodziców zawsze pozostawia w nas poczucie odcięcia od korzeni. W tym przypadku śmierć taty powoduje lawinę wspomnień, tych radosnych i nieprzyjemnych, przeważnie związanych z tym, jak jej rodzina była traktowana przez biurokrację w nowym kraju. Fakt, że potencjalna nowa ojczyzna broni się jak tylko może przed tym, by zostać nią dla nowych przybyszy. Dorosła już bohaterka czuje się obco w rodzinnych stronach, za którymi tak tęskniła. Po części obca pozostaje również w miejscu, w którym obecnie żyje i mieszka.
Słonie w ogrodzie czyta się z lekkością, jakiej nie spodziewalibyśmy się po lekturze książki traktującej o śmierci najbliższych i próbach odnalezienia swojego miejsca, swojej przeszłości. Może nawet zbyt lekko, gdyż przez debiut prozatorski Meral Kureyshi przelatuje się trochę za szybko, i powieść nie wywiera na czytelniku takiego wrażenia, jak powinna. Być może podobnej literatury, rozdrapującej wojenno-rodzinne rany, jest zbyt dużo, i my jako odbiorcy już się na nią uodporniliśmy. Jakkolwiek, jest to naprawdę dobra proza. Meral Kureyshi trafia na półkę z bardzo obiecującymi pisarzami.
Wydawnictwo Uniwersytetu Jagiellońskiego, 2018
Za możliwość przeczytania książki dziękuję:
Maria mówi :
Dla mnie odbiór książki byłby o wiele głębszy, gdyby jej bohaterka mówiąc o bliskich nie nazywała ich wyłącznie imionami. W książce nie pojawia się słowo mama, tato, choć to o nich nam opowiada. To jakby pozbawienie przynależnego im szacunku, wielkości, a przecież autorce chodzi o coś wręcz odwrotnego.
Maria mówi :
A jednak pan przemilczał …. rozumiem, że to taktowność, ale faktycznie uważam, że dla przeciętnego czytelnika byłoby lepiej gdyby tłumaczenie było pełne. Nie każdy musi znać turecki …..